piątek, 19 grudnia 2014

Scream my name.


Błogosławieństwem i zarazem przekleństwem człowieka jest jego mózg. Tam rodzi się chęć do życia i tam ona umiera.


Dotarło do mnie, jak jemu nieludzko trudno było ze mną i jak on, na swój sposób, strasznie mnie kochał, skoro tyle ze mną wytrzymał.


Mnie na niczym nie zależy, wiesz. Na niczym. Oprócz Ciebie. Muszę Cię widzieć. Muszę patrzeć na Ciebie. Muszę słyszeć Twój głos. Muszę i nic mnie więcej nie obchodzi. Jeszcze nie wiem, co będzie z nami. Przypuszczam, że to się źle skończy. Ale mi wszystko jedno. Bo już jest warto. Dlatego, że ja mówię, a Ty słyszysz. Rozumiesz?



Tęskniłam za nim tak bardzo, że niemal się dławiłam, jakby jego brak był czymś namacalnym, co utknęło mi w gardle. 


Jestem zmęczona i nie mam ochoty strasznie za czymś tęsknić. 


"zastrzeliłem się
 październikiem w łeb"


Zapominam o Tobie
i masz coraz mniej czasu,
żeby mi przypomnieć.


Kto odczuwa ból - może kochać.


Nie ma niczego bardziej przygnębiającego dla człowieka, niż przywyknąć do bycia niekochanym, wziąć to za stan naturalny, oczywisty, za regułę, potwierdzaną czasem wyjątkami.



Świat jest zbyt nudny, zbyt trzeźwy i zbyt spięty, by traktować go serio.


I byłoby to wszystko śmieszne, gdyby nie było takie smutne.


Jesteś mi potrzebny jak odbicie w lustrze, nie odbijam się w nim nawet sama przed sobą, a gdy wychodzę z domu, to nie otwierają się przede mną żadne drzwi automatyczne, bo też wiedzą, że bez Ciebie nie ma mnie.


Spróbuję odejść, przejść obok, schować się, zakryć, skulić, okłamywać siebie, że zapomniałam, nic nie było, jest dobrze. Schowam się jak noc w powiekach, kot w białym puchu, słońce w ogromnych chmurach. Będę tam, gdzie niebo dotyka ziemi.


Byłam z tych, co kochają na zabój, zostałam jedną z tych, co chcą umrzeć jak się budzą rano.


Znów przyszedł dzień,
nie przyszedłeś wraz z nim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz